poniedziałek, 7 marca 2016

Rozdział piętnasty.






















*Narracja trzecioosobowa* 

Łzy spływające po jego policzku były odzwierciedleniem całego bólu, który siedział w nim przez dwanaście lat. Były one mieszaniną bólu i poczucia winy jakie, budząc się co rano i widząc promienie słońca, muskające jego twarz, odczuwał. Nie mógł się nigdy pogodzić z przeszłością, z tym jak wszystko spieprzył, nie tylko swoje życie, ale również obu swoich córek. A teraz, kiedy miał szansę wszystko naprawić, czas był ograniczony. Teraz kiedy odnalazł swoją najmłodszą córeczkę, ktoś tam u góry postanowił mu ją zabrać. 

Wpatrywał się, w równie mocno załzawione oczy brunetki. Widział, że cierpi, widział to bardzo dobrze, ale nie mógł jej pomóc. Nie wiedział jak może jej pomóc. Zobaczył trzęsącą się dłoń na blacie stolika swojej córki, która siedziała na przeciw niego, bez zastanowienia chwycił ją i ścisnął. Chciał pokazać jej, że jest tu, że może na niego liczyć, że nie jest tą samą osobą, która porzuciła ją bez walki tyle lat temu. 

- Jestem tu- powiedział Michael, jeszcze mocniej zaciskając swoją rękę na jej.

- Wiem- powiedziała cicho i przetarła wolną ręką łzy, które spływały po jej policzkach jak krople deszczu, podczas burzy- Zostań tu, potrzebuje cię- dodało bardziej do siebie niż do mężczyzny, jednak on to usłyszał, a w jego głowie pojawił się promień nadziei na to, że jego córka, którą tak mocno zranił, wybaczy mu. 

- Nigdzie się nie wybieram Hope- oznajmił mężczyzna, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Jutro miał wyjechać do Kanady, by objąć nową, ważną i dobrze płatną posadę, jednak postanowił jeszcze dziś wieczorem wysłać e- maila, odnośnie rezygnacji. Ważniejsza była dla niego Hope, która sprawiła, że on się zmienił. To przez stratę jej i Angeli zrozumiał, że rodzina była dla niego wszystkim i bez niej, nie umie sobie poradzić, że jest nikim. 

- A co z Justinem?- ciszę między nimi przerwało, ciche i spokojnie wypowiedziane pytanie brunetki.

- Powinnaś mu powiedzieć, nie tyle co o przeszłości, a o chorobie, tak samo innym przyjaciołom.

- Mówisz jak Dany- prychnęła pod nosem i opuściła swój wzrok w dół, uważnie przyglądając się stolikowi, przy którym siedziała- Nie chcę im nic mówić. Wole, żeby dowiedzieli się kiedy będzie po wszystkim, a mnie już nie będzie. Niż żeby teraz cierpieli i..

- A myślisz, że później nie będą cierpieć?- przerwał jej ojciec i popatrzył prosto w oczy- Będą się w tedy jeszcze bardziej obwiniać, że nie mogli ci pomóc, że nic nie wiedzieli. Jeśli im nie powiesz ich cierpienie będzie sto razy większe. Jak ty byś się czuła na ich miejscu?

Brunetka uważnie analizowała pytanie Michaela. Co ona by zrobiła? Sama nie wiedziała. Pewnie załamała by się, od zawsze była bardzo wrażliwa i przejmowała się innymi. Jednak nie mogła sobie wyobrazić żeby na przykład, to co przytrafiło się jej, miało się przydarzyć Holly, czy innemu z jej znajomych. 

- Nie wiem- powiedziała zgodnie z prawdą- Nie mogłabym się z tym pogodzić- oznajmiła i wyjrzała za okno, za którego szybą rozpościerał się wspaniały widok, jednak Hope, nie miała nastroju do zachwycania się nim- Czuję się jak w jakimś kiepskim filmie- powiedziała cicho i znów przeniosła swój wzrok na mężczyznę- Marnej produkcji, gdzie moja postań jest jednym wielkim nieszczęściem- oznajmiła smutno i upiła łyk pomarańczowego soku. 

- Jesteśmy w filmie, a naszym reżyserem i producentem jest Bóg- powiedział tata brunetki, jednak szybko po swoich słowach usłyszał, pogardliwy śmiech.

- Nie ma kogoś takiego- oświadczyła pewnie Hope i prychnęła pod nosem- Bóg to tylko bajka wymyślona przez ludzi, którzy bali się i żeby dodać sobie otuchy i zostawić w sobie ostatnie gramy nadziei postanowili go wymyślić. 

- Skąd wiesz, że go nie ma?

- A skąd ty wiesz, że on jest? Nikt tego nie wie i prawdopodobnie, aż do śmierci się nie dowie, czyli z naszej dwójki ja mam największe szanse. 

- Nie mów tak dziecko, nic nie jest jeszcze ustalone, żyjesz jak na razie, a ludzie wychodzą z białaczki. Ty też wyjdziesz, ale musisz zmie..

- Zmienić nastawienie- dokończyła za niego i westchnęła głośno- Ile jeszcze osób mi to powie?- zapytała zrezygnowana, znów wlepiając swoje spojrzenie w przechodniów za oknem kawiarni- Niby mam na imię Hope, ale chyba nadzieja dawno mnie opuściła. 



- Justin! Justin! Justin, kurwa!- krzyknął rozwścieczony Ashton.

- Co chcesz?- odkrzyknął do niego, równie zdenerwowany blondyn, odwracając się przodem do swojego przyjaciela.

- Po pierwsze odłóż ten młotek!- chłopak wskazał na prawą rękę Jusa- A potem wyjaśnij mi, czego szukasz! I czemu byłeś w swojej starej kamienicy, skoro obiecałeś mi, że nie będziesz próbował poznać prawdy?!

- Po pierwsze, szukam w tej skrzyni, zdjęć od mojej mamy, a po dru..

- Wsadziłeś zdjęcia do pojemnika na narzędzie?!

- Nigdy nie powiedziałem, że moje pomysły są dobre!- powiedział zdesperowany chłopak- A najgorsze jest, że ich tu nie ma- załamany usiadł na krześle obok- A z moją przeszłością to i tak nic się nie dowiedziałem. Znaczy dowiedziałem się, ale chyba wolałem tego nie wiedzieć, moja przeszłość jest okropna- dokończył i zakrył dłońmi twarz. 


Ashton nie mógł patrzeć jak jego przyjaciel cierpi. Kucnął naprzeciw niego i czekał aż sam się uspokoi. 

- Wiem co chcesz powiedzieć- odparł cicho blondyn o karmelowych tęczówkach.

- Tak, a więc, a nie mówiłem?- oznajmił starszy i uśmiechnął się szeroko. Justin jedynie zaśmiał się na jego słowa. Chłopak zawsze uwielbiał, mieć rację, ta sytuacje nie była inna, dlatego Bieber tak bardzo go lubił, zawsze, nawet w najgorszych sytuacjach, mówił, oczywiście jeśli miał racje "A nie mówiłem". 

- Mówiłeś, mówiłeś.

- A teraz uśmiechnij się, wstawaj, bo za jakieś- chłopak spojrzał na swój nadgarstek- dwie godziny zaczyna się impreza urodzinowa Danego, musimy mu pomóc w przygotowaniach.

- Ashton, ale ty nie masz zegarka.

- No wiem, ale chodź- zaśmiał się chłopak i wyszedł z pokoju, w którym trzymali różne narzędzia i inne pierdoły. 

- A co ze zdjęciami od mojej mamy!- krzyknął Justin.

- Mówisz o tych zdjęciach co były w skrzynce?- w pokoju pojawił się Calum. 

Blondyn na potwierdzenie, skinął głową i pytającym spojrzeniem obdarował swojego kumpla. On jednak nic nie mówił i wpatrywał się w postać przed sobą.

- Wiesz co z nimi?!- zapytał, poddenerwowany tym czekaniem.

- A no tak- powiedział entuzjastycznie Hood- Mam je przy sobie- chłopak sięgnął do tylnej kieszeni i wyjął z niej kilka plastikowych kwadracików, które skierował w stronę przyjaciela.

- Skąd.. Jak.. Czemu je wziąłeś?

- Bo wyglądasz na nich tak słodko- mówiąc cały czas udawał babcię, widzącą zdjęcia swojego małego wnusia.

- Nieważne- Bieber machnął ręką i uśmiechnął się na słowa czarnowłosego. 


Obydwoje wyszli śmiejąc się radośnie z pokoju i udali się do salonu gdzie przygotowania do imprezy trwały już w najlepsze. 
Justin, żeby być przydatnym zaczął pomagać jubilatowi w przywieszaniu balonów na ścianach i prawie wszędzie gdzie się tylko dało. Wszystkich balonów było chyba z tysiące, wszystkie w jasnych i radosnych kolorach. Bieber nawet porównał je do charakteru Reeda. Zawsze był radosny i pełen pozytywnej energii. Chyba tylko raz widział go kiedy był smutny i przez cały wieczór nie odzywał się do nikogo. Siedział tylko w swoim pokoju i słuchał jakiś smętnych piosenek. 
Doskonale pamiętał ten dzień, ponieważ został pierwszy raz w tedy wystawiony, tak to był ten dzień kiedy Hope go olała. Rudy wyszedł w tedy ze szkoły nic mu nie mówiąc, a wrócił dopiero po dwudziestej drugiej. Nic nikomu nie tłumacząc i do nikogo się nie odzywając, siedział sam w pokoju i był zupełnie inny, nie był sobą.
- Bieber! Nie mamy całego dnia, zamiast bujać w obłokach, może pomógłbyś ustawić stół i rozłożyć jedzenie- powiedział rozbawiony Dany i szturchnął blondyna- A ja w tym czasie pójdę po alkohol-  oznajmił entuzjastycznie rudy i wybiegł z domu.
- Czy on nie zapomniał nałożyć butów?- zapytał Ashton.
- Zapomniał- potwierdzili razem Justin i Calum. 
Po chwili jednak doszedł do nich dźwięk otwierających się drzwi.
- Zapomniałem butów!- usłyszeli krzyk Reeda, na co zaśmiali się- To lecę!
Kilka minut po wyjściu rudzielca z domu, chłopaki zaczęli przenosić stół z kąta w kąt, aż nie odnaleźli odpowiedniego miejsca. Kiedy wszystko było już gotowe, postanowili zawiesić na ścianie transparent, który zrobili kilka dni temu, na którym pisało "STO LAT RUDY!❤". 
- Calum idź po jakieś przywieszki i młotek, żeby to jakoś zawiesić- rozkazał blondyn i razem z Ashtonem zajął się rozwijaniem napisu. 
Kiedy chłopak długo nie wracał, zniecierpliwiony Justin udał się do pokoju, w którym wcześniej rozmawiał z Ashtonem i zgubą. 
- Ej! Hood! Gdzie jesteś!- krzyczał już od połowy blondyn- Stary, co się z tobą dzieję. Wciągnęło cię coś czy jak- stojąc już w progu drzwi, zobaczył swojego przyjaciela trzymającego w ręku zdjęcie, jak podejrzewał- Co się stało Hood?- zapytał się przejęty zachowaniem swojego przyjaciela.
-Justin- zaczął niepewnie- Skąd wzięła się na tych zdjęciach Hope?- wskazał na zdjęcie, które trzymał, prawdopodobnie  wypadło mu przy wyciąganiu kiedy oddawał je kumplowi, ukazywało ono dwójkę dzieci, siedzących na łóżku, chłopak to na pewno był Justin, Calum nieraz widział zdjęcia małego Biebera, jednak ta dziewczyna, była łudząco podobna do Brown.
- Hope- powiedział cicho Justin, biorąc zdjęcie od Caluma i uważniej mu się przyglądając- To niemożliwe..


***

I jak Wam się podoba nowy rozdział? Już powoli zbliżamy się do końca... Nie no żart! Hahaha😀 

Co sądzicie o tym wszystkim? Jak to się teraz potoczy? 
Bo szczerze Wam mówiąc, ja sama nie mam pojęcia! 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz