poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział czternasty.
























Hope

Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Wdech. Trzy. Dwa. Jeden. Wydech.

Nerwowo wystukiwałam swoimi długimi paznokciami, ozdobione czarnym lakierem, nieznany mi rytm. Moja kawa-udekorowana, przepysznie wyglądającą, puszystą pianką, posypana na środku bursztynową posypką, która miała w planach przybrać kształt serduszka, jednak przez upływający czas zdążyła, powstać z niej plamka, nic nieznacząca plamka- zdążyła już wystygnąć. 

Powoli wskazówki zegarka wybijały godzinę, którą tak bardzo wyczekiwałam przez ostatni tydzień. Bałam się tego spotkania, wiedziałam jednak, że jeśli nie powiem mu całej prawdy, to wyrzuty sumienia będą mnie prześladowały do końca życia. Przecież kiedyś i tak by się dowiedział, prędzej czy później, czy tego chcę czy nie, dlatego wolałabym być pierwszą osobą, która mu o tym powie. 

Sekundy mijały, ciągnąc za sobą upływające minuty, a ja dalej czekałam. Chwyciłam za porcelanowe ucho mojej filiżanki, w celu rozluźnienia swoich napiętych mięśni, zanurzyłam w mlecznym napoju swoje usta i upiłam go. Skrzywiłam się lekko na obrzydliwy smak, wodnistego roztworu, bo na pewno nie była to moja ukochana waniliowa kawa. Zrezygnowana odstawiłam filiżankę na jej poprzednie miejsce i po raz setny, na przeciągu tygodnia, zaczęłam powtarzać to co chcę powiedzieć dokładnie. Chciałam ubrać to w odpowiednie słowa, nawet chciałam, żeby moja mimika i gesty były perfekcyjne.

Kiedy po raz dziesiąty, mówiłam w głowię ten sam tekst i wyobrażałam sobie całą sytuację, usłyszałam dźwięk dzwonków, które oznaczały, przybycie nowego klienta do kawiarni. Mój wzrok automatycznie powędrował w tamtym kierunku, uważnie wypatrując sylwetki osoby, na którą tak niecierpliwie czekałam. Pierwszy, drugi, trzeci klient.

Jakie było moje zdziwieni kiedy nie zauważyłam tam go, można nawet uznać, że lekko się zasmuciłam, jednak szybko smutek przerodził się w złość. Mocno przygryzłam dolną wargę, jednak szybko ją wyswobodziłam spomiędzy zębów, kiedy tylko poczułam metaliczny posmak krwi w ustach. Znów to samo. Muszę odzwyczaić się od tego. 

Jednak dalej nie mogłam zrozumieć, czemu nie przyszedł, obu nam zależało na tym spotkaniu, chcieliśmy porozmawiać, szczerze. A on? On spóźnia się już prawie godzinę. Poczułam jak do moich, dużych oczów napływają łzy smutku i złości, jednak zagryzłam mocno zęby, nie chcąc męczyć znów mojej, poranionej wargi i powstrzymałam je przed wypłynięciem.

Nie, nie będziesz znów płakać! Obiecałaś coś sobie!- przemówiła moja podświadomość, dzięki której uspokoiłam oddech i całe ciało, przed wybuchem płaczu.

Poprosiłam o rachunek przechodzącego obok kelnera i zaczęłam szukać swojego portfela w czarnej torbie, leżącej po mojej lewej stronie. Po chwili dostałam rachunek, który szybko uregulowałam, zostawiając dodatkowo kilka drobnych napiwku. Chwyciłam za ramiączko mojej torby i przewiesiłam ją przez ramię, kierując się w między czasie w stronę wyjścia.

Kiedy znalazłam się już na zewnątrz, poczułam orzeźwiające powietrze, muskające moją nagrzaną skórę, na policzkach. Po raz kolejny dzisiejszego dnia wzięłam głęboki wdech i udałam się w stronę pobliskiego parku. 

Idąc tak środkiem chodnika, próbowałam odnaleźć w tej czarnej dziurze moje słuchawki, jednak odszukanie ich w tej stercie śmieci, graniczyło z cudem. Nawet przez moment, mogłabym przysiądź, że przez oczy przemknęła mi patelnia, a może był to garnek? Zrezygnowana pozwoliłam opaść torbie na mój prawy bok i zmęczona całym dniem, przyspieszyłam, by jak  najszybciej znaleźć się w parku i usiąść na jednej z setek drewnianych ławek, znajdujących się, na około kamiennej fontanny, z piękne wyrzeźbionymi wzorami, które zapewne były tylko abstrakcją twórcy.

*

Uważnie obserwowałam, otaczającą mnie rzeczywistość. Wszystko było takie zwyczajne, a jednocześnie taki inne. Każdy z tych ludzi miał swoją historię, niezwykłą, jedyną w swoim rodzaju. Ja. Justin. Holly. Dany. Calum. Ashton. Każdy. Jednak, nie każdy ma ochotę o tym opowiadać. Niektórzy, boją się jej. A inni po prostu jej nie pamiętają.

Moją uwagę przyciągnął jednak starszy pan, zajmujący miejsce na ławce obok mnie, prawdopodobnie został zraniony w jednej z jakiś walk,  ponieważ jego twarz zdobiła dość widoczna blizna, ciągnąca się od kącika prawego oka, aż do zakończenia, jego kwadratowej szczęki. Nie szpeciła go, wręcz przeciwnie. Czyniła go innym, tajemniczym, przecież nikt nie wiedział, skąd na jego twarzy pojawiła się ów blizna, można było się tylko domyślać, jednak tylko on wiedział co na prawdę się wydarzyło.

Po chwili podbiegła do niego malutka dziewczynka, miała na sobie śliczną zwiewną, różową sukienkę, a jej długie blond włosy były spięte w dwie kitki, które podczas biegu swobodnie powiewały na wietrze i podskakiwały w wszystkie strony świata.

- Dziadku, dziadku- krzyczała, wbiegając w ramiona staruszka- chodź ze mną! Chodź się pohuśtać!- rozpromieniony mężczyzna wstał i skierował się ze swoją wnuczką na rękach, w kierunku placu zabaw, by zaraz usadowić swoją małą księżniczkę na jednej z huśtawek i delikatnie ją bujać, robiąc przy tym różne głupie miny, żeby tylko wywołać uśmiech na jej słodkiej, okrągłej twarzyczce. Śmiech małej, rozbrzmiewał po całym parku, przyciągając uwagę innych spacerowiczów, na których twarze wkradał się delikatny uśmiech, widząc kochającą się dwójkę.

Sama na widok tych dwojga, uśmiechnęłam się szczerze. Wpatrywałam się w nich jeszcze przez kilka sekund, po czym  wyciągnęłam z kieszeni kurtki swój telefon i sprawdziłam wiadomości na facebooku i twitterze. Kiedy sprawdziłam już wszystkie informacje, wstała i ruszyłam w stronę wyjścia z parku.

Cały czas wpatrywałam się telefon, ponieważ miałam jak zawsze tysiąc wiadomości od Holly, dotyczących głównie imprezy urodzinowej u Dana. Dziewczyna, cieszyła się jak małe dziecko, które niedawno dostało nową zabawkę. Mój kuzyn podobał się jej i to bardzo, a ona podobała się mu, tylko oboje byli zbyt głupi, żeby to zauważyć. Ale oczywiście kiedy mówiłam to mojej przyjaciółce to ona zawsze we mnie czymś rzucała, krzycząc, że kłamię (nigdy nie powiedziałam, że jest normalna), a kiedy mówiłam to rudemu, ten mnie wyśmiewał. Dlatego po tygodniu tłumaczeń i namówień, żeby ze sobą porozmawiali, poddałam się, ponieważ moje uczy i moje ciało miało dość!

Szczerzyłam się jak głupia, widząc wiadomości od mojej przyjaciółki, była taka szczęśliwa, jej euforia biła chyba na cały Nowy Jork.

Kiedy tak szłam nie zwracając uwagi na otaczających mnie ludzi, poczułam jak uderzam w coś twardego. Moje drobne ciało odbiło się od tego i ledwo zdołałam utrzymać równowagę. Otrząsnęłam się po chwili i podniosłam swój wzrok na osobę, na którą, przez swoją nieuwagę, wpadłam. I nie mogłam uwierzyć kogo ujrzałam. Moje usta i oczy znacznie się rozszerzyły, nie wiedziałam jak mam zareagować, co powiedzieć, po prostu stałam i jak zaczarowana wpatrywałam się w niego.

- Hope- odezwał się pierwszy, był zdyszany, a na jego czole można było zauważyć maleńkie kropelki potu- Ja.. Ja cię bardzo przeprasza.. Wiem, że byliśmy umówieni i tylko teraz jeszcze bardziej się pogrążam tym tłumaczeniem, bo powinienem być na czas, szczególnie, że przez tyle lat cię zawodziłem, ale miałem spotkanie, które się przedłużyło. Przysięgam ci, że starałem się jak najszybciej dotrzeć na czas, nawet chciałem zadzwonić, ale ta cholerna komórka mi się rozładowała- mówił tak szybko, że  plątał mu się po drodze parę razy język, ale nie kłamał, tym razem nie kłamał- Na prawdę nie chciałem ciebie zawieść, przy..- nie pozwoliłam mu dokończyć i rzuciłam mu się w ramiona.

Po moich policzkach spływały łzy, były one połączeniem wszystkich uczuć, od nienawiść, do smutku, aż po szczęście. Byłam wielkim wulkanem emocji, którego data wybuchu, przypadała na dzisiaj.

- Hope, na prawdę cie..

- Już dobrze tato- powiedziałam cicho i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam- Już dobrze.

Jego ciało na moje słowa się napięło, jednak po chwili jego uścisk również stał się mocniejszy.

Miałam mu za złe te wszystkie lata. Jednak mama nie chciałaby tego, tak samo Angela, obie nie chciałyby, żebym żyła tymi wszystkimi latami, całą przeszłością. Z jakiegoś powodu znów się z nim spotkałam, ale lepszym nim. Ojcem, o którym zawsze marzyłam, którego zawsze chciałam mieć. Może i to za późno, a może to właśnie odpowiedni czas. Chcę chociaż teraz, przez te ostatnie kilka miesięcy, móc przytulić się do niego, porozmawiać o wszystkim. Nie był idealnym ojcem, ale przecież tacy nie istnieją. Ale starał się to naprawić. Ja też musiałam dojrzeć do tego, żeby zobaczyć jego przemianę, te wszystkie starania.

- Tak bardzo cię kocham córeczko- odsuną mnie od siebie, żeby móc spojrzeć w moje, zaczerwienione od łez oczy. On również płakał. Pewnie dla przechodzących ludzi wyglądaliśmy jak kochający się córka z ojcem, jednak prawda była zupełnie inna.
My dopiero próbowaliśmy się uczyć kochać. Bo nasze przeszłość próbowała, lecz nie mogła, zawładnąć przyszłością. 

"Jaka jest przeszłość?
Szara, mroczna,mglista?
Może jest echem, odbijanym przez przyszłość?
Może jest początkiem teraźniejszości?
A więc jaka jest przeszłość?
Niewyraźna, niczym obraz rozmazany w jesienny, pochmurny dzień,
A może jest promykiem, słońca,
Które dzięki swym złocistym promykom daje drugą szanse.
A więc jaka jest przeszłość?
Przeszłość jest wczorajszym jutrem i dzisiejszym wczoraj."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz