niedziela, 13 marca 2016

Rozdział szesnasty.




















*Narracja trzecioosobowa*

Szatynka biegała od pokoju, do pokoju, w poszukiwaniu swojej czarnej, skórzanej sukienki na rękawek trzy czwarte, którą kupiła specjalnie razem z Holly na urodziny swojego kuzyna. Kiedy traciła już nadzieję, na odnalezienie jej, zobaczyła ją, idealnie ułożoną na fotelu w dużym pokoju. Odetchnęła z ulgą, kiedy chwyciła jej materiał w dłonie i biegiem ruszyła z nią do łazienki w swoim pokoju, potykając się przy tym co drugi schodek.

Dziewczyna szybko nałożyła na twarz codzienny makijaż, jednak tym razem mocniej podkreśliła oczy, czarną kredką. Odkładając kredkę, chwyciła za swój telefon, by sprawdzić godzinę na wyświetlaczu. Zostało jej piętnaście minut do przyjścia przyjaciółki, wzięła głęboki wdech i wyszła z łazienki, chcąc ubrać na siebie swoją kreację na dzisiejszy wieczór. Urodziny Danego miały zacząć się o dwudziestej, jednak postanowiły z Holly, że będą pół godziny przed czasem, żeby jeszcze pomóc w czymś i oczywiście, żeby czarnulka mogła pogadać ze swoim ukochanym.

Kiedy siedemnastolatka ubrała już sukienkę, podeszła do swojej szkatułki na biżuterie. Chciała wybrać odpowiedni naszyjnik, ani skromny, ani również rzucający się w oczy. Szukając tak jakiegoś wisiorka, zobaczyła srebrny łańcuszek z zawieszonym serduszkiem, które miało czerwony cekin w środku. Chwyciła go w dwa palce i dokładnie mu się przyglądała, dostała go od ojca na zakończenie ich ostatniego spotkania. Na samo wspomnienie uśmiechnęła się delikatnie. Nie wybaczyła jeszcze ojcu tych wszystkich lat, jednak cieszyła się, że jest on teraz przy niej. Widziała, że się stara. Chciał nawet porzucić dla niej pracę, na lepszym i wyższym stanowisko, z powodu kilometrów, jednak Hope mu na to nie pozwoliła. Nie chciała rujnować mu życia swoją chorobą.

Dopinając łańcuszek na szyi, usłyszała kroki zbliżające się do jej pokoju. Domyślała się, że to Holly. Słysząc pukanie do drzwi, podeszła do łóżka, krzycząc ciche "proszę". Zapięła do końca torebkę, do której wrzuciła kilka dodatkowych kosmetyków oraz chusteczki i chciała się obrócić jednak nie pozwoliły jej na to czyjeś dłonie spoczywające na jej biodrach. Momentalnie zastygła. Czuła ciepły oddech na swojej szyi oraz zapach alkoholu, który unosił się w powietrzy. Nie był on bardzo intensywny jednak Hope była bardzo przewrażliwiona na jego punkcie.

- K-kim jes-steś?- zapytała drżącym głosem.

- Ty dobrze to wiesz- odpowiedział zachrypnięty, męski głos.

Mięśnie dziewczyny jeszcze bardziej się napięły, nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Strach ogarnął całe jej ciało, nie wiedziała co ma zrobić, jak się zachować,co powiedzieć. Miała pustkę w głowię, małą nadzieję, że to tylko jakiś głupi sen, koszmar, z którego zaraz miała się obudzić. Jednak była to rzeczywistość, teraźniejszość, której zawsze się bała.

- I teraz mam zamiar, zabrać to co moje.




Blondyn biegł najszybciej jak tylko umiał, czuł krople potu spływające po jego czole do oczu, jednak jednym ruchem ręki je otarł. Wystarczająco już zmarnował czas. Z tych wszystkich nerwów zapomniał również, że powinien zatankować auto i siłował się z nim przez dobre dziesięć minut.

Kiedy dobiegł na odpowiednią ulicę, odetchnął z ulgą, ponieważ auto Holly, przyjaciółki szatynki stało na podjeździe co oznaczało, że dziewczyny jeszcze nie opuściły domu. Jednak kiedy usłyszał krzyki dobiegające zza bramy, szybko ją przeszedł i biegiem ruszył w stronę drzwi wejściowych, które były otwarte.

- Zostaw ją!- usłyszał znajomy głos przyjaciółki Hope, poczuł narastający w jego ciele strach- Proszę, nie rób jej krzywdy- rozpacz w głosie dziewczyny, były nie do zniesienia. Słychać było, że ledwo powstrzymuje się przed wybuchem płaczu.

Justin natychmiast udał się w stronę dobiegających krzyków i hałasów.

Kiedy znajdował się w odpowiednim pomieszczeniu zobaczył trzy osoby. Hope, Holly i..

- To ty- zaczął słabo, uważnie obserwując twarz mężczyzny, który trzymał mocno roztrzęsione ciało Brown, która nie mogła powstrzymać łez cisnących się do oczu. Mężczyzna trzymał w lewej dłoni nóż, który skierowany był ostrzem w stronę krtani brunetki. Blondyn obszedł przyjaciółkę Brown zasłaniając ją swoim ciałem.

- Justin, jak miło cię widzieć synu- oznajmił mężczyzna, którego głos przesączony był jadem i nienawiścią. Blondyna na jego słowa przeszły ciarki, a mięśnie szczęki, samoistnie się zacisnęły.

- Odłóż ten nóż- powiedział, a raczej wysyczał do swojego ojca. Ten jedynie na jego słowa zaśmiał się gorzko i jeszcze mocniej przyciągnął do siebie dziewczynę, która niekontrolowanie pisnęła. Jej płacz stał się nieco głośniejszy.

- Ja tylko zabieram to co moje- oznajmił i zaciągnął się zapachem włosów dziewczyny.

- Ona nigdy nie była twoja i nigdy nie będzie- powiedział Justin.

- Bronisz tego śmiecia?- zapytał się z obrzydzeniem ojciec Justina.

- Hope nie jest śmieciem- oznajmił Justin i mocno zacisnął pięści, jego ciało zaczynał ogarniać gniew- Jedynym śmieciem jakiego tu widzę jesteś ty. To Hope była zawsze ze mną, ona mnie zawsze broniła, ona i jej siostra, którą ty zabiłeś- Hope na jego słowa zatkało, on już wiedział, a ona nie mogła nic na to poradzić- Tak samo jak zabiłeś mamę i jak próbowałeś zabić mnie.

- Szkoda, że mi się to nie udało. Ty byłeś i będziesz jedną wielką pomyłką. Wiesz co ci powiem? Nigdy cię nie chciałem, tak samo jak twoja matka, zabiła się przez ciebie, to była i wyłącznie twoja wina- mężczyzna próbował manipulować Justin. Uważał, że gdzieś w środku kryje się ten sam mały chłopiec, którego w przeszłości udało mu się zniszczyć.

- To nieprawda- do obu doszedł cichy głos Hope- Justin nie wierz mu- dziewczyna spojrzała prosto w oczy blondyna, który słysząc słowa dziewczyny, pokiwał twierdząco głosem.

- Zamknij się- wysyczał do ucha dziewczyny i mocniej przycisnął ostrze do krtani dziewczyny.

Nagle do domu wbiegło około dziesięciu policjantów. Wszystko działo się tak szybko. Mężczyźni obezwładnili ojca Justina, tym samym wyzwalając dziewczynę z jego rąk. Oczywiście szarpał się z policjantami i próbował się wyrwać, jednak ich było pięciu a on jeden. Hope, po tym jak została wypuszczona, nie czuła nóg, szok i adrenalina połączyły się i sprawiły, że dziewczyna straciła grunt pod nogami.

Bieber kiedy dostrzegł, małą szatynkę leżącą na ziemi, podbiegł do niej bez chwili namysłu i mocno przytulił. Hope cała się trzęsła, nie mogła opanować swojego ciała. Miała nadzieję, że dwanaście lat temu spotkała tego człowieka po raz ostatni, czasem nawiedzał ją w snach, które przeobrażały się zawsze w koszmary. A teraz ten koszmar z przeszłości znów ją nawiedził, jednak tym razem nie istniał tylko na jawie.

- Już jest dobrze- powiedział blondyn, mocniej wtulając w siebie ciało szatynki- Już go nie ma. Jesteś już bezpieczna-szepnął w jej włosy chłopak i ucałował je.

- Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz- powiedziała słabo i mocno zacisnęła pięści na koszulce chłopaka.

- Obiecuje Hope. Nigdzie się nie wybieram- oznajmił blondyn i zaczął delikatnie kołysać dziewczyną.

Po chwili jednak przeszkodził im jeden z policjantów, który oznajmił, że Hope będzie musiała zostać przesłuchana oraz  odbędzie rozmowę z psychologiem. Justin chciał być z dziewczyną, jednak policjant oznajmił, że jeśli nie jest częścią rodziny to nie może pojechać z Brown.

Kiedy szatynka już pojechała, Bieber usiadł w fotelu i złapał się za głowę, ciągnąc przy tym za końcówki, jakby chciał wyrywając z głowy włosy, wyrwać wspomnienia sprzed kilku minut. Nie wierzył, że jego ojciec mógł potraktować osobę, która była tak dla niego ważna. Nie kochał jej, przynajmniej próbował sobie to wmawiać.

- Co to był za mężczyzna?- usłyszał cichy, roztrzęsiony głos obok siebie. Justin obrócił się w tamtą stronę i zobaczył zapłakaną twarz Holly. Jej makijaż został rozmazany po całej twarzy, oczy były całe czerwone, a usta spuchnięte. Blondyn nie mógł na nią patrzeć w takim stanie, przybliżył się nieco i mocno do siebie przytulił.

- To był mój ojciec- powiedział cicho chłopka. Wolałby, żeby dziewczyna tego nie usłyszała, nie był dumny z tego jakiego miał ojca. Kto by był?

- Justin- Holly się od niego odsunęła i spojrzała mu prosto w oczy- Pamiętaj, nie ważne co teraz myślisz, ty nie jesteś taki. I nigdy, się taki nie staniesz- czarnulka dała szczególny nacisk na drugie zdanie- Jesteś cudownym chłopakiem, który ma wspaniały charakter, dzięki czemu posiadasz tak wielu przyjaciół- Justin słysząc jej słowa wtulił jej ciało znów w siebie i siedzieli tak razem. Oboje płakali, ponieważ emocje z dzisiejszego dnia były zbyt wielkie żeby trzymać je w sobie.

- To ty zadzwoniłaś po policje prawda?

- Tak, bałam się, że stracę Hope. Chciałabym, żeby ona zawsze była ze mną, nie wyobrażam sobie życia bez niej- oznajmiła cicho. Nie była ona jednak świadoma, że prawdziwa walka o życie przyjaciółki dopiero się zacznie, walka w której wszystko może się zdarzyć.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz