środa, 9 grudnia 2015

Rozdział szósty.




















JUSTIN

Obudził mnie hałas dochodzący z dołu, początkowo go ignorowałem, naciągnąłem poduszkę na twarz i starałem się znów zapaść w błogi sen. Kiedy jednak po upływie kilkunastu minut nie udało mi się to, wstałem, narzuciłem na siebie bluzę leżącą na krześle obok łóżka i zszedłem  na dół. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem w salonie roześmianych chłopaków, popijających sobie jakby gdyby nigdy nic piwa. 

Odchrząknąłem, kiedy po upływie czasu dalej mnie nie zauważyli. Natychmiast wszystkie dwie pary oczu przeniosły się na mnie a na twarzach pojawił się uśmiech.

- Stary! Ile można było spać- pierwszy odezwał się jak zawsze szczęśliwy Hood. Podszedł do mnie i przybił ze mną standardową piątkę.

- Następnym razem wymaluje ci datę mojego powrotu do Nowego Jorku na ścianie, bo widocznie przypomnienie ustne ci nie odpowiada- dodał po chwili Dan a mi się przypomniało, że właśnie wczoraj minęły dwa tygodnie od jego wyjazdu.

Gdyby nie fakt, że wczoraj przez niego musiałem marznąć na dworze i szukać Hope to pewnie byłoby mi głupio, ale.. No właśnie Hope.. Ciekawe, co teraz się z nią dzieje..

- Halo, ziemia do Jusa!- usłyszałam piskliwy głos Caluma, który wyrwał mnie z przemyśleń- Musiałem po niego jechać dzisiaj o szesnastej, wiesz jaka to męka- powiedział udając wycieńczenie.

- Trzeba było go tam zostawić, prędzej czy później sam by przyjechał- poklepałem przyjaciela po plecach.

- Pewnie! Jeszcze czego!- dodał oburzony Reed, wyrzucając przy tym ręce w górę- Wiesz dobrze jak ja nienawidzę jeździć taksówkami, no chyba że jestem pijany i nic już nie ogarniam. Zresztą ten imbecyl też się nie śpieszył!- kończąc swoją przemowę wskazał na Hooda, którego najwidoczniej bawiła ta sytuacja. Zresztą mnie też. Dan często kiedy jest wkurzony gestykuluje za mocno rękoma, przez co często coś tłucze albo bije kogoś.

- Mówiłem ci już. Spotkałem niesamowitą dziewczynę..

- I co dziewczyna ważniejsza od kumpla- rudzielec wskazał na siebie.

- Tak- powiedzieliśmy z Azjatą w tym samym czasie po czym zbiliśmy sobie piątkę. W odpowiedzi usłyszeliśmy jedynie prychnięcie oburzonego chłopaka.

- Stary a kto w podstawówce pobił Asha, bo chciał zaimponować lasce?

- To nie to samo Bieber!- krzyknął sfrustrowany Brytyjczyk- Zresztą nie skończyło się to za dobrze...

- Pamiętam to- Hood wybuchł śmiechem- Ashton tak ci przywalił, że straciłeś przytomność.

- I parę zębów- dodałem po chwili, łapiąc się za brzuch, który potwornie mnie ściskał przez fale śmiechu jaka mnie ogarnęła. 

Zauważyłem, że Calum turla się po podłodze a z jego oczu płyną łzy radości. 

- Z czego rżysz!- donośny głos naszego rudzielca rozbrzmiał po całym pomieszczeniu.

- Przypomniałem sobie nasze zdjęcia z tamtego czasu. Irwin wybił ci te zęby dwa dni przed zdjęciami do kroniki, a dentystę miałeś mieć dzień po nich. Wszyscy mieli zdjęcia, na których ukazywali swoje piękne uzębienie prócz ciebie. Twoją twarz natomiast zdobiła przepiękna śliwa pod lewym okiem- Hood dusił się ze śmiechu na ziemi, a ja nie mogąc wytrzymać również upadłem na podłogę i śmiałem się tak głośno jak jeszcze nigdy. 

- Bardzo śmieszne! Wiecie jak ja się czułem? To była jakaś masakra!- Dan znów zaczął wymachiwać rękoma w każdą stronę- Ciekawe jak by to was spot..- nie zdążył dokończyć ponieważ po pokoju rozbrzmiał dźwięk jakby tłuczonego szkła. 

Momentalnie razem z Azjatą przestaliśmy dusić się ze śmiechu i przenieśliśmy swój wzrok na naszego kochanego rudzielca. Obok niego na podłodze stał rozbity porcelanowy wazon. 

- Coś ty, kurwa zrobił?- krótkie zdanie wyleciało z ust Hooda. Nie wiedziałem o co na początku chodzi. Przecież to tylko wazon. Jednak kiedy spostrzegłem wzory na potłuczonych odłamkach, zrozumiałem co jest grane. Ten wazon należał do mojej mamy. Prawdziwej mamy. To była tak naprawdę jedyna pamiątka jaka mi po niej została.

- Ja... Ja.. Przepraszam... Jus przepraszam.. Ja..- Dan plątał się w swojej wypowiedzi. Ja jednak bez żadnych emocji wstałem z ziemi i podszedłem do rozbitego przedmioty. Przykucnąłem przy nim i zacząłem delikatnie, jakbym nie chciał ich jeszcze bardziej potłuc, zbierać odłamki. 

Obok mnie również kucnął Reed i pomógł mi. Nie byłem na niego zły. Tak naprawdę nie odczuwałem żadnych emocji. Może jeszcze rok temu zrobił bym z tego awanturę, a rudy znów zaliczyłby wizytę u dentysty, jednak teraz nie. Kiedyś tłumaczyłem sobie, że dzięki temu wazonikowi moja mama jest tu ze mną, a dziś. Dzisiaj wiem, że osoby nie są w przedmiotach, lecz w pamięci i sercach. 

- Jus- z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos przyjaciela. Podniosłem na niego wzrok i delikatnie uśmiechnąłem.

- Stary, luz. To tylko jakiś głupi wazon. Nic się wielkiego nie stało- powiedziałem i delikatnie poklepałem go po ramieniu. Jednak on nadal miał jakiś dziwny wyraz twarzy- O co chodzi?- zapytałem, nie mogąc już wytrzymać dziwnego zachowania Brytyjczyka. 

Po chwili, chłopak przełknął głośno ślinę i wskazał na jeden z odłamków. Nie wiedziałem o co mu początkowo chodzi, jednak kiedy się lepiej przyjrzałem zobaczyłem pod nim jakby, kopertę. Podniosłem ją i przyjrzałem jej się dokładnie, na jednej ze stron było starannie napisane; 

Dla Justina

Od razu poznałem charakter pisma, należał on do mojej mamy. Zawsze tak śmiesznie pisała "a", przypominało mi ono zawsze "u".To "a" było jedyne w swoim rodzaju...

Przyglądałem się taj kopercie jeszcze jakiś czas, aż usłyszałem za sobą głos Hooda.

- Otwórz ją. 

Moje palce powędrowały do otwarcia białego papieru, jednak nie pociągnąłem za nie. Powoli wstałem i skierowałem się do pokoju. Chciałem być sam przy otwarciu tej koperty. 

Kiedy znajdowałem się już w mojej "jaskini", zamknąłem jej wejście na klucz i usiadłem na brzegu łóżka, kładąc obok siebie kopertę. Nie chciałem jej otwierać. Bałem się co może znajdować się w środku. Z moich ust wydostało się ciche westchnięcie, wiedziałem, że im dłużej będę to przeciągał tym gorzej. 

Po dłuższym namyśle sięgnąłem po białą kopertę. Była już dość poniszczona, jej rogi były delikatnie zagięte, jednak czułem, że w środku jest coś dość twardego i elastycznego. Delikatnie drżącymi rękoma odkleiłem początek i pociągnąłem. 

Nie wiedząc co dalej robić, wyciągnąłem zawartość koperty. 

Były to zdjęcia. Przedstawiające.. mnie. Zdjęcia były robione w czasie kiedy mieszkałem tu, w Nowym Jorku, jako dziecko. Pierwsze przedstawiało mnie jak byłem jeszcze noworodkiem. Na drugim znajdowałem się na kolanach mojej mamy i pocierałem się z nią noskami. Trzecie ukazywało mnie i brunetkę, o której ostatnio przypomniałem sobie na dachu. Dalej sobie nie przypomniałam  jak ma na imię. Przedstawiało ono mnie i ją leżących na moim łóżku i o czymś rozmawiających, przynajmniej tak to wyglądało. Jej twarz była jakaś taka dziwnie znajoma. Kolejne zdjęcia przedstawiały inne sytuacje, a na końcu była zwykła zgięta biała kartka. 

Rozwinęłam ją i przeczytałem jej zawartość:

Kochanie.


Jeśli to czytasz to prawdopodobnie już mnie nie ma z Tobą. Przepraszam, za to, że Cię zostawiłam. Że byłam za słaba, żeby zostać z Tobą. Pamiętaj jednak, że to nie była, nie jest i nigdy nie będzie Twoja wina. Nie wiesz nawet jak bardzo dumna jestem z Ciebie i zawsze byłam. Mimo, że byłeś tak mały, tak bezbronny dawałeś sobie radę o wiele lepiej niż ja.. Mam nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwy, że uwolniłeś się, że chodzisz do szkoły, może już masz dziewczynę, żonę, a może nawet dzieci. Nieważne co robisz i kim jesteś teraz, zawsze będę z Ciebie dumna..
 Mam nadzieję, że opiekujesz się naszą malutką gwiazdeczką. Pamiętasz ją? Czy nie? Jeśli nie, odnajdź ją i nie pozwól jej odejść. Pamiętasz co jej obiecałeś "Na zawsze razem". 
Jeszcze raz Cię bardzo przepraszam synku. Pamiętaj, że bardzo Ciebie kocham i zawsze tak będzie. Nawet nie wiesz ile szczęścia mi przyniosłeś i jak wiele dla mnie znaczysz.
Mama
Kiedyś się spotkamy


Pojedyncze łzy zaczęły pojawiać się na papierze. Pamiętam moją mamę, jako zawsze uśmiechniętą i szczerą kobietę, jednak na jej twarzy często gościły siniaki a płacz roznosił się po naszym mieszkaniu, każdej nocy. Doskonale pamiętam dzień, w którym tata mi powiedział o jej śmierci.

Wróciłem do domu, jak zwykle późnym wieczorem, nie chciałem przebywać w w tym miejscu dlatego jak najdłużej przebywałem w szkole. Zastałem ojca pijącego, jak co wieczór przy stole. Coś mi jednak tu nie pasowało, mama zawsze gdy wracałem wychodziła z ciasnej kuchni, w której coś pichciła i witała mnie. Tego wieczoru jej tam nie było. Dom był jakby, pusty. Pamiętam ten moment jak spojrzałem na ojca, czekając na wyjaśnienie gdzie jest moja mama, jedynymi słowami jakie powiedział ten pijak było "Ta szmata się zabiła". Na te słowa stanąłem jak wryty, nie ruszałem się, nie pamiętam nawet czy oddychałem.

Nie zapomnę mojej reakcji na zdanie ojca. Kiedy otrząsnąłem się z szoku, rzuciłem plecak w kąt, podbiegłem do niego i wszystkie butelki z alkoholem i kieliszki zrzuciłem na podłogę. Wyzywałem go, krzyczałem, że to jego wina. "To ty powinieneś się zabić!" kiedy mu to wykrzyczałem, on ze złością wymalowaną na twarzy podszedł do mnie i uderzył mnie. Cios był na tyle silny, że straciłem przytomność. Pamiętam też, że kiedy się obudziłem siedziała koło mnie, malutka brunetka, która tylko kiedy zobaczyła, że się ocknąłem rzuciła mi się w ramiona.

Ta dziewczynka to o niej moja mama pisała w liście i to ją przedstawiały fotografie. Ale czemu ja nie pamiętałem o niej?  Czemu tak wiele wspomnień wyparowało mi z głowy? Nie rozumiem tego, czemu wszystko musi być tak skomplikowane?  

Kiedy tak o tym rozmyślałem, nie odczułem senności, która mnie ogarnęła i znów zapadłem w sen. Jednak przed tym postawiłem sobie cel, odnaleźć brunetkę i dowiedzieć się czegoś więcej o swojej przeszłości, muszę odzyskać resztę wspomnienia. 











1 komentarz:

  1. O jeju! Nie spodziewałam się tego;o! Justina ojciec to cholerny egoista!:( A ten list...zdaje mi się,że chodzi tu o o tą dziewczynę, którą spotkał ;o Ale kim ona jest dla niego? I czemu tyle wspomnień mu wyparowało? Świetnie napisany rozdział! Czekam na kolejny, weny<3!
    Zapraszam! http://time-for-us-to-become-one-jbff.blogspot.com/#_=_
    http://the-dark-soul-jbff.blogspot.com/#_=_

    OdpowiedzUsuń