sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział dziewiąty.





















Justin

Siedziałem na stołówce, razem z Calumem i Danem, z którymi zajmowałem nasz stolik. Z chłopakami byliśmy znani, ludzie ze szkoły czuli do nas respekt. Muszę jednak przyznać, że wieu się nas bało, może słusznie, nie byliśmy typami grzecznych i poukładanych chłopców, każdy z nas przeżył własną historię, która ukształtowała jego charakter. 

Grzebałem metalowym widelcem w sałatce, dzisiejszego dnia nie miałem na nic ochoty. Ostatnio często tak mam, moje myśli są cały czas przy liście od mamy, a jeśli nie przy nim to krążą wokół Hope i tak na zmianę. Nawet granie na gitarze nie poprawia mi humoru, czy wypady do klubu z chłopakami. Od kiedy przeczytałam wiadomość od mamy, mam ochotę jedynie na leżenie lub wyżywanie się na worku bokserskim u nas w piwnicy.

- Stary co jest?- zapytał w końcu Hood- Od jakiegoś czasu zachowujesz się jak nie ty, o co chodzi?

- Myszlisz o tej dziewszczynie?- zapytał się Dan dość niewyraźnie, ponieważ jego usta były wypełnione po brzegi burgerem. Zaśmiałem się delikatnie i przyłożyłem rękę do twarzy, z kim ja się przyjaźnię?

- Gorzej niż Justin gdy je spaghetti- powiedział Azjata kręcąc z politowaniem głową, którego twarz była umazana cała czekoladą z naleśników.

- Odezwał się- powiedziałem udając zbulwersowanie i rzuciłem w niego kawałkiem pomidora z sałatki. Ten idiota oczywiście nie był mi dłużny, odwdzięczył mi się pięknym za nadobne i polał mnie ketchupem. Wstałem natychmiast od stołu i spojrzałem na swoją bluzkę, na której białym tle znajdowały się czerwone "bazgroły". Spojrzałem na przyjaciela wzrokiem pełnym nienawiści, a ten tylko wysłał mi w powietrzu buziaka, zrobiłem minę zabójcy i już miałem na niego wylać mój sok z kubka kiedy nagle dostrzegłem coś, a bardziej kogoś.

W drzwiach od stołówki stała Hope, tak to była na pewno ona. Wszędzie bym ją poznał, jej piękne czekoladowe oczy i długie ciemne włosy. Była ubrana w biały, luźny sweter i czarne rurki, wyglądała ślicznie, mimowolnie na jej widok się uśmiechnąłem. Przyjaciele nie wiedząc o co chodzi odwrócili się również i wbili wzrok w postać, stojącą w wejściu i rozmawiającą z jakąś dziewczyną. 

Niespodziewanie Hood, wstał również od naszego stolika i udał się w kierunku dziewczyn, przedtem wycierając twarz w serwetki, przypatrywałem się temu ze zdziwieniem. Podszedł on do Hope i brunetki i zaczął z nimi o czymś rozmawiać, moja "Zagadka" co chwilę się śmiała, nie wiem czemu, ale poczułem delikatne ukłucie w sercu. Czemu przy mnie się tak nie śmiała?- zadałem sobie w głowie pytanie. Postanowiłem usiąść i zająć się rozmową z Reedem, który dalej spożywał swojego hamburgera. 

- Dziewczyny to jest Justin i Dan, ci dwaj idioci, o którym wam opowiadałem- usłyszałem głos Caluma, więc podniosłem głowę i w tym momencie spojrzenie moje i Hope się skrzyżowało i nie wiem czemu, zobaczyłem w jej oczach ogromny ból i smutek. Może tylko mi się wydawało?- A to jest Holly i..- kontjednak nie pozwoliłem mu dokończyć.

- Hope- dodałem cicho i dalej intensywnie wpatrywałem się w postać dziewczyny, która zawstydzona tą całą sytuacją, nerwowo zagryzała wargę i miętoliła rękawy swetra w dłoniach. 

- Tak- powiedział entuzjastycznie Hood- Dziewczyny zjedzą z nami, a raczej dokończą lancz,  który jak widzę, Dan już skończył- skierował swoje słowa w stronę rudzielca jednak on nie zwracał na niego uwagi. Jego wzrok wbity był w czarnulkę stojącą obok Hope. Czyżby Reed się zauroczył? 

Holly chyba to zauważył bo delikatnie się zarumieniła i zachichotała, dźwiękiem przyjemnym dla ucha, nie takim jak wszystkie puste laski, lecz takim dziewczęcym, słodkim śmiechem. Dan odchrząknął delikatnie, przetarł serwetką twarz, która była cała umazana w sosie i spuścił swój wzrok w dół. Dziewczyna zgrabnie wyminęła Hope i usiadła koło Dana. Cień uśmiechu wpłynął na moją twarz kiedy zobaczyłem jak nasz rudzielec rozmawia z czarnulką, od której biła szczerość i naturalność. 

Kiedy ja znów skierowałem swoje spojrzenie na Hope ona siedziała już obok Azjaty i spokojnie rozmawiała. Zauważyłem, że kątem oka cały czas mi się dokładnie przygląda, zaśmiałem się na to pod nosem, lecz chyba zbyt głośno ponieważ spojrzenia wszystkich skierowały się w moją stronę. 

- A tobie co stało się w bluzkę?- zapytała się Holly- Jeśli tak bardzo lubisz ketchup, trzeba było mówić, a nie oblewać się nim w szkole- powiedziała radośnie i puściła mi oczko. Zaśmiałem się na jej słowa i postanowiłem odpowiedzieć. 

- Moje zamiłowanie jest tak ogromne, że nie mogę się z nim rozstawać nawet na sekundę, a że w szkole ketchup jest za darmo, poprosiłem mojego kochanego przyjaciela, Caluma- wskazałem ręką na chłopaka obok- żeby mnie oblał. Oto cała historia, smutna, lecz prawdziwa- powiedziałem, kończąc i wydąłem dolną wargę, udając smutek.

- To było takie głębokie- powiedział Hood i zaczął udawać histeryczny płacz- Stary pamiętaj, jeśli jeszcze coś będę mógł dla ciebie zrobić powiedz mi tylko- mówiąc to poklepał mnie po ramieniu. 

Wszyscy nagle z naszego stolika wybuchli gromkim śmiechem. Jednak najbardziej wychwyciłem śmiech mojej czarnulki, był on taki naturalny, niewymuszony, był idealny w każdym calu. Zakochałem się w tym śmiechu. 

Nagle przypomniało mi się coś:

*
- Justin! Chodź tu!- usłyszałem radosny głos mojej przyjaciółki, wbiegłem do niej do pokoju, jednak jej tam nie było. 

- Ej! Gdzie jesteś!- zacząłem ją wołać lecz ona nie odpowiadała- To nie jest śmieszne! Jeśli za chw..- już miałem kolejny raz krzyknąć kiedy on wyskoczyła z szafy, a na twarzy miała maskę, jakiegoś upiora. Pisnąłem na jej widok i upadłem na podłogę. 

Do moich uszu dotarł przeuroczy śmiech dziewczynki, która w międzyczasie zdjęła maskę i kucnęła przy mnie. 

- Szkoda, że nie widziałeś swojej miny Jus- powiedziała dalej się śmiejąc, śmiechem pełnym szczerości i wolności. 

- Bardzo śmieszne- powiedziałem obrażony i już miałem wstać kiedy ona popchnęła mnie delikatnie i usiadła na mnie okrakiem.

- Chyba nie jesteś na mnie zły, prawda?- zrobiła minę zbitego psa i patrzyła się na mnie swoimi dużymi, ciemnymi oczami. Nie chciałem, żeby była smutna, kochałem kiedy się śmiała.

- Oczywiście, że nie- powiedziałem bez chwili zawahania i wtuliłem w siebie jej drobne ciało.

- To dobrze, nie chcę, żebyś kiedykolwiek był na mnie zły- powiedziała i mocniej zacisnęła swoje piąstki na mojej koszulce. 

*

-Justin! Słuchasz nas!- dopiero kiedy Hood mnie szturchnął, otrząsnąłem się z swego rodzaju transu.

- Nie, sorry. Zamyśliłem się- powiedziałem zgodnie z prawdą.

-  Zbieraj się, zaraz matma. Chyba nie chcesz się znowu spóźnić.

- I stać w kącie przez pięć minut? Pewnie, czemu nie?- powiedziałem udając entuzjazm. Obaj z przyjacielem się zaśmialiśmy, a po chwili dołączyły do nas dziewczyny i Dan. 

- Dobra to my lecimy na biologie- powiedziała Holly i przytuliła każdego z nas, a Danowi dodatkowo dała całusa w policzek. Hope natomiast jedynie nam pomachała i udała się z przyjaciółką, w stronę sali biologicznej.


Kiedy byliśmy już z chłopakami w klasie, postanowiłem poświęcić chwilę, na przeanalizowanie tego wspomnienia. Co to w ogóle było? O co w tym wszystkim chodzi?

Próbowałem sobie przypomnieć coś więcej, jednak nie mogłem, moje wspomnienia były, zablokowane. Ogrodzone jakąś barierą, która ma je chronić. Kiedy tak o tym myślałem, nie zorientowałem się nawet kiedy minęła lekcja. 

Wyszedłem jako jeden z pierwszych z sali, włożyłem książki do szafki i udałem się w stronę wyjścia. 

Kiedy tak sobie spokojnie szedłem, poczułem, że ktoś szarpie mnie za koszulkę, obróciłem się i miałem zacząć już, drzeć się, że ciągnąć to ona ( wiedziałem, że musi to być dziewczyna, ponieważ chłopak raczej nie szarpał by MNIE za koszulkę ) może mi coś innego. Jednak kiedy zobaczyłem kto to taki, opanowałem się.

 Przede mną stała, malutka postać Hope. Widać było, że się dość denerwuje, mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok. Czekałem aż coś powie, wiedziałem, że lepiej na nią nie naciskać.

- Jus, ja chciałabym cię przeprosić, za moje ostatnie zachowanie- powiedziała na jednym wydechu i spojrzała mi w oczy.

- Em..- nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć- Em.. Nic.. Nic się nie stało.. Ja.. Hm.. Ja rozumiem- powiedziałem lekko zdenerwowany i uśmiechnąłem się delikatnie.

-Dziękuje- powiedziała cicho i już miała odchodzić lecz postanowiłem coś zrobić, raz się żyje, nie? Delikatnie szarpnąłem ją w swoim kierunku i spojrzałem w jej czekoladowe, duże oczy, które zdobił jedynie delikatny makijaż. 

- Może wyskoczylibyśmy po szkole jutro na kawę, znam dobrą kawiarnię w pobliżu- powiedziałem na jednym oddechu. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie miałem problemu w zaproszeniu dziewczyny. Poczekaj, ja nigdy nie zapraszałem dziewczyny, one zazwyczaj to robiły, same się mi pchały, ja z grzeczności oczywiście zawsze się zgadzałem. Jednak Hope.. Hope była inna, czułem że skrywa ona jakiś sekret, a ja bardzo chciałem go poznać. 

- Em.. Ja..- jąkała się delikatnie- Chętnie- powiedziała cicho i uśmiechnęła się uroczo. 

- To jutro po szkole. Podałabyś mi swój numer telefonu , wiesz w razie czego?- wyjąłem w jej stronę telefon.

- Oki- wpisała mi szybko swój numer- To ja już.. Ja już lecę, pa- powiedziała i szybkim krokiem udała się w stronę schodów. 

"Ona jest wyjątkowa"- pomyślałem. 

Muszę ją poznać, muszę dowiedzieć o niej czegoś więcej.

Chcę poznać wszystkie jej sekrety. Co lubi, czego się boi? Kim chce zostać, jakie ma marzenia? Czemu przyjechała do Nowego Jorku? Kim jest? 

Czuję, że skrywa jakiś sekret, o którym wie niewielu, a ja chcę być jednym z tych niewielu. 
Hope- nadzieja. Chciałabym, żeby Hope stała się moją nadzieją, nadzieją na poznanie prawdy. Na kolejne dni. Moją nadzieją na zmianę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz