niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział dziesiąty.



















Hope

Moje włosy wiatr rozwiewał we wszystkie strony, co nie ułatwiało mi wcale mojej sytuacji. Co chwilę potykałam się, przez co traciłam chwilowo równowagę, jednak na szczęście ani razu się nie wywaliłam. Tak, biegłam. Zapomniałam, że dzisiaj Ashton od rana był do dyspozycji tylko mojego taty. Ostatnio często zapominam o wielu rzeczach, jest to zapewne spowodowane ostatnimi wydarzeniami, a co najważniejsze spotkaniem z ojcem. 

Wbiegłam cała zdyszana do szkoły. Wyjęłam z kieszeni dresowych spodni telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Szlak! Był rozładowany! Dlatego pewnie nie zadzwonił mi budzik. Przeskakując co dwa schodki udałam się na drugie piętro i szybkim krokiem skierowałam się w kierunku drzwi. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i otworzyłam je. 

Tak jak się spodziewałam, wszystkie spojrzenia uczniów były skierowane w moją stronę. Świetnie, czy ten dzień może być jeszcze gorszy?

- Panienka Brown- powiedziała starsza kobieta siedząca za biurkiem. Jej siwe włosy były zaczesane w idealnie uczesanego koka. Wyblakłe oczy zdobił niebieski tusz do rzęs a usta czerwona szminka. Była ubrana w niebieską elegancką koszulę i idealnie opinające jej chude nogi, czarne spodnie.

Nawet ta stara jędza wygląda lepiej ode mnie. Super.

- Dzień dobry proszę pani- powiedziałam lekko zakłopotana całą tą sytuacją. Słyszałam śmiechy dochodzące z pod ściany i szepty na temat mojego dzisiejszego wyglądu.

- Cóż się takiego stało, że panienka zaszczyciła mnie swoją obecnością?- zapytała kąśliwie. Nienawidziłam kiedy mówiła do mnie "panienka". Ogólnie nienawidziłam jak do mnie mówiła.

Ponieważ jestem głupia i zamiast spokojnie ubrać się, umalować i dojść do szkoły omijając jedną lekcje, ja biegłam jak nienormalna, bo boje się pani?- cisnęło mi się to zdanie na usta jednak uznałam, że chciałabym pożyć jeszcze te dwa miesiące, bo mam plan do zrealizowania. Uśmiechnęłam się natomiast sztucznie i przesłodzonym głosem powiedziałam:

- Ponieważ biologia jest tak bliska mojemu sercu jak nic innego- następnie usiadłam w ostatniej ławce pod oknem i wyciągnęłam książki. 

- Skoro tak to powiedz mi- o, pytanie na wstępie. Mam może telefon do przyjaciela, albo jakieś inne koło ratunkowe- Jaki jest obieg krwionośny żaby?

- Duży i mały- odpowiedziałam z lekkością.

Banalne.

- Nie- powiedziała twardo- Andre- zwróciła się do chłopaka siedzącego pod ścianą, który miał minę, jakby w jego głowie, stado małych ludzików biegało i krzyczało, szukając kartki z odpowiednim rozwiązaniem.

- Mały i duży- odpowiedział dość zdezorientowany.

- Dobrze- powiedziała z tym swoim uśmieszkiem na twarzy i wróciła do zapisywania notatki na tablicy. Ja natomiast chwyciłam swój piórnik, zacisnęłam na nim mocno paznokcie i analizowałam w głowię, czy opłaca mi się w nią rzucić z szansą 0,01%, że nie zorientuje się kto to, czy z szansą 0,09% , że straci przytomność no i z najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem 99%, że zorientuje się kto to był, zadzwoni do moich rodziców i będę miała przesrane. 

 Po dłuższym namyśle uznałam, że lepiej jak wezmę kilka wdechów i zabije ją w głowie, jak to zwykle robię.

Kiedy po raz dziesiąty wymyślałam torturę dla Webb, zapewne rozmarzoną miną, zadzwonił dzwonek, natychmiast podbiegła do mnie Holly, a po jej minie uznałam , że ledwo powstrzymuje się, żeby nie wybuchnąć mi śmiechem prosto w twarz. 

- Czym się kierowałaś zakładając ten wieśniacki sweter?- powiedziała z lekką kpiną. Wiem, nie był on najładniejszy, co ja mówię był straszny. Kto nosi sweter z reniferami wiosną?!

- A czym kierowałaś się zadając mi to pytanie?- rzuciłam jej pełne nienawiści spojrzenie i wyszłam z klasy, udając się w kierunku mojej szafki.

- Hope! Hope, no nie obrażaj się!- słyszałam nawoływania mojej przyjaciółki jednak postanowiłam je na razie ignorować. Znajdując się już przy mojej szafce, szybko wstukałam kod i wrzuciłam książki do środka- Czemu ty tak szybko chodzisz?- zapytała się czarnulka i oparła się ręką o szafkę obok. Na jej pytanie lekko się zaśmiałam- Chodziło mi o to, że dzisiaj przecież jesteś umówiona z Justinem.

- No i co z teg.. Jestem umówiona z Justinem!- powiedziałam głośniej i uderzyłam czołem o szafkę. 

- No, a wyglądasz jak gówno- powiedziała szczerze Holly i rzuciła mi pocieszający uśmiech.

- Wiesz, czasem mam ochotę ciebie zabić za tą twoją szczerość- powiedziałam przez zaciśnięte zęby i mocniej wcisnęłam czoło w metalowe drzwiczki- Co ja mam zrobić?

- I właśnie dlatego przyjaźnisz się ze mną- powiedziała radośnie i pociągnęła mnie w stronę swojej szafki, wyrywając mi przy tym prawię rękę. Kiedy już znalazłyśmy się przy jej szafce, otworzyła ją i wyciągnęła z jej środka jakiś worek- Ta da!- pomachała mi przed oczami nim, z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Holly, wiem że źle wyglądam- pokazałam na siebie- Ale wolę iść w tym, niż w worku.

- Nie wiem czemu to ty masz lepsze oceny ode mnie, na prawdę- powiedziała- W tym worku są ubrania!- powiedziała głośniej i rzuciła we mnie nim- Idź się przebierz w te rzeczy.

Jak kazała mi przyjaciółka tak zrobiłam. W reklamówce były czarne rurki, z dziurami na kolanach i do tego zwykła koszula w kratę. Szybko się w to przebrałam. Na samym dnie znajdowały się kosmetyki. Podeszłam do lustra, przy zlewach i zrobiłam sobie delikatny makijaż. Włosy zaczesałam w kitkę. Może nie wyglądałam jak Victoria's Secret, ale przypominałam przynajmniej dziewczynę. 

Równo z dzwonkiem wyszłam z łazienki i udałam się w stronę klasy. Kiedy nagle poczułam rozsadzający ból głowy. 

Nie dziś, nie teraz.

Poczułam również, coś lepkiego spływającego mi z nosa. Przyłożyłam tam rękę i szybkim ruchem starłam to. 

- Krew- powiedziałam cicho, tracąc jednocześnie kontrole nad moimi nogami, które w tym momencie postanowiły odmówić mi posłuszeństwa- Pomocy- powiedziałam ledwie słyszalnie, nie miałam siły. Obraz zaczynał mi się powoli rozmazywać, a wszystko kręciło się. 

- Hope- usłyszałam znajomy męski głos. Poczułam, również silne dłonie, które uniosły mnie delikatnie do góry- Pomocy! Niech ktoś nam pomoże! Hope, proszę nie zamykaj oczu, słyszysz?- czułam rozpacz, strach w jego głosie, ale kim on był? 

- Co się tu dzie.. O Boże, Hope!- usłyszałam głos jednej z nauczycielek- Dzwoń na pog..- dalej nie usłyszałam ponieważ, urwał mi się film.


Obudziłam się w sali szpitalnej, znowu. Zobaczyłam przy moim łóżku moją mamę, która kiedy tylko zauważyła, że się ocknęłam, przytuliła mnie mocno.

- Ale nas przestraszyłaś córeczko- powiedziała spokojnie odsuwając się ode mnie i głaszcząc mnie delikatnie po policzku.

- Gdzie tata?- zapytałam zauważając jego nieobecność.

- Spokojnie, rozmawia z lekarzem- uśmiechnęła się delikatnie- A jak ty się czujesz?

- Dobrze- powiedziałam lekko naciągając prawdę, trochę bolała mnie głowa ale tak to czułam się w miarę okej- Mamo wiesz kto mnie znalazł, na korytarzu i wezwał pomoc?

- Przykro mi córeczko, ale nie mam pojęcia- odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się lekki grymas. Czyli jutro się dowiem, kto był moim "wybawcą". 


Po około dwóch godzinach wróciliśmy do domu, Na zegarze zaraz miała wybić osiemnasta, a ja byłam już tak zmęczona jakby miała być dwudziesta. Wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łózko, wcześniej jednak podłączyłam telefon do ładowania. 

Kiedy wystarczająco się naładował, włączyłam go, a moim oczom ukazało się 14 wiadomości i 36 nieodebranych połączeń. 10 wiadomości standardowo było od Holly i szczerze mówiąc, mogłabym ją podać do sądy za groźby karalne i jestem pewna, że dostałaby zakaz zbliżania się do mnie na kilka dobrych metrów. 

Jednak następne dwa były od nieznanego numeru, otworzyłam je:

Nieznany:
"Ja czekam już przed szkołą, koło muru. Chłopak w czarnej skórze ;)"

"Dzięki za wysad."

No i już wiemy kim jest nieznajomy. Postanowiłam jednak, że wyjaśnię mu wszystko jutro w szkole, oczywiście pomijając temat białaczki. 

Kolejne dwie dotyczyły nieodebranych połączeń i nagrania na sekretarkę. 

Holly, prosisz się sama o rozprawę sądową. Zaczynam się powoli ciebie bać- zauważyłam i lekko się zaśmiałam, na swoje stwierdzenie. 

Nagle, ktoś zapukał do moich drzwi. Rzuciłam ciche "proszę" i usiadłam na brzegu łóżka. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam w nich chłopaka, którego zupełnie bym się nie spodziewała.

- Przeszkadzam- zapytał cicho i uśmiechnął się promieniście.

- Nie, co ty? Siadaj- powiedziałam i poklepałam miejsce obok siebie- Coś się stało Dany? 

- Nie- powiedział stanowczo- A właściwie to tak- dodał po chwili- lekko załamany.

- Mów o co chodzi- mówiąc to zaczęłam delikatnie głaskać go po plecach, by dodać mu trochę otuchy, kiedy dalej nie mówił walnęłam go mocniej w plecy- Mów!

- Ała! No dobra!- zadowolona uśmiechnęłam się zwycięsko w jego stronę, on natomiast gdyby mógł zabić wzrokiem, zapewne zrobiłby to w tej chwili- Jeśli ty mi też coś powiesz, zgoda?

- Wiedziałam, że nic nie ma za darmo- powiedziałam udając załamanie- Zgadzam się, ale pierw ty mów- rozkazałam i usiadłam wygodniej na łóżku, krzyżując nogi i lekko podciągając je pod siebie, uwielbiałam tak robić. 

- No wiec jest taka sprawa..

1 komentarz:

  1. aaa skończyłaś na ciekawym momencie! :D Ale okej, kocham te opowiadanie, że jeju! Czekam na następny!
    http://the-dark-soul-jbff.blogspot.com/
    http://time-for-us-to-become-one-jbff.blogspot.com/#_=_

    OdpowiedzUsuń