niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział dwunasty.

























Justin

Otworzyłem oczy i od razu pożałowałem. Poczułem nasilający się ból głowy i nieprzyjemny, metaliczny posmak krwi w ustach. Podniosłem się powoli i oparłem na łokciach, lustrując przy tym pomieszczenie w jakim się znajdowałem. Ściany miały kolor zgniłej zieleni, szafki były drewniane i osadzał się na nich kurz. Wstałem powoli, bosymi stopami stanąłem na drewnianych panelach. Każdy mój krok powodował skrzypienie. 

Wychodząc zza drzwi natknąłem się na małego pluszowego misia. Sięgnąłem po niego i przypatrywałem się mu dłuższy czas, miałem kiedyś podobnego. Nagle usłyszałem huk, jakby coś ciężkiego uderzyło o podłogę. Cały czas trzymałem, uporczywie misia, udałem się w kierunku dochodzącego hałasu. 

Wybiegłem szybko z mieszkania, w którym byłem i dopiero widząc drzwi naprzeciw mnie zrozumiałem gdzie jestem. 

-To moja stara kamienica- szepnąłem i odwróciłem się w kierunku drzwi przez, które przed chwilą wybiegłem. Zobaczyłem w oddali mojego ojca, który siedział na kanapie i pił piwo. Nagle pojawiła się koło niego moją mama, podała mu obiad, jak zawsze uśmiechała się. On tylko rzucił w jej stronę, jedno obrzydliwe spojrzenie i zaczął jeść, przypatrywałem się temu z dala. Nagle ten wstał i zrzucił talerz. Zaczął coś krzyczeć, jednak ja nic nie rozumiałem. Podszedł do niej i zamachnął się,  zacząłem biec w ich stronę, jednak oni z każdym moim krokiem się oddalali. 

- Zostaw ją!- krzyczałem. Nie mogłem pozwolić na to, żeby on ją  uderzył. Jednak oni cały czas się oddalali, im szybciej biegłem, tym oni byli coraz dalej.

- Nic nie zrobisz- usłyszałem cichy głos za sobą. Odwróciłem się w jego stronę i ujrzałem szatynkę. Gdyby nie jej zielone oczy, mógłbym przysiądź, że przede mną stoi Hope.

- Muszę jej pomóc- mówiłem głośno dysząc- To moja mama! Muszę jej pomóc!- do oczu ciągnęły mi się łzy- Muszę- po policzkach spłynęła mi jedną łza. Dziewczyna podeszła do mnie i kucnęła przede mną. Była w moim wzroście. O co tu chodzi? Szatynka zaczęła mnie głaskać po włosach. 

- Wiem Justin- powiedziała wtulając mnie w swoje ciało, a ja równie mocno przytuliłem misia- Ale nie da się jej pomóc- oznajmiła. Ja na jej słowa zacząłem jeszcze mocniej płakać.

Będąc wtulany w nią, odwróciłem głowę w lewo. Znajdowało się tam ogromne lustro, jednak nie to było dziwne. Odbicie przedstawiało szatynkę i jakiegoś małego chłopca, trzymającego misia. Odsunąłem się od dziewczyny i podszedłem do szklanego zwierciadła, a chłopiec w zwierciadle zrobił to samo. Miał on rozciętą wargę i dość spore limo pod okiem. Dopiero z bliska zrozumiałem, chłopczyk w lustrze, to ja. 

- Co jest grane? Jak to możliwe?- powiedziałem cicho i przejechałem po swoim odbiciu. 

- To dopiero początek Justin- odwróciłem się do dziewczyny, jednak ona niczym mgła, coraz bardziej się rozmazywała. 

- Co? O czym ty mówisz?!- podbiegłem do niej i próbowałem ją chwycić, jednak ona jakby rozpłynęła się.

- Odnajdź ją. Szukaj wskazówek- jej głos niósł się po całym pomieszczeniu- Ona jest bliżej niż myślisz.

- Kogo? Jakich wskazówek?- dopytywałem, jednak nikt ani nic mi nie odpowiedziało.

Nagle do po pomieszczeniu rozległ się pisk. Zakryłem uszy. Próbowałem odgonić od siebie ten dźwięk, jednak on stawał się coraz głośniejszy.

- Zamknij się- zacząłem cicho- Zamknij się!- zacząłem krzyczeć- Zostaw mnie!

*

- Zostaw mnie!- krzyknąłem i momentalnie podniosłem się z łóżka. Mój oddech był przyspieszony i nierówny. Do pokoju nagle wbiegli Calum i Dan, a za nimi ktoś kogo bym się tu nie spodziewał. Jako pierwsza podeszła do mnie, usiadła na brzegu łóżka i próbowała chwycić mnie za rękę- Zostaw mnie!- krzyknąłem i chciałem się od niej odsunąć, jednak ona zdążyła chwycić mój nadgarstek.

- To był tylko sen- powiedziała spokojnie- Tylko sen Justin- dodała i zaczęła głaskać mnie, opuszkami palców po dłoni. Kątem oka zauważyłem, że chłopaków nie było już w pokoju. Dziewczyna w tym czasie poszła w kierunku, uchylonych drzwi od łazięki.

- Masz tu gdzieś waciki i wodę utlenioną?- usłyszałem jej głos.

- Em.. Tak, pod zlewem jest mała apteczka- zawsze mi się przydaje.

Po chwili w pokoju znów pojawiła się czarnulka, trzymała w jednej ręce gazy, a w drugiej wodę utlenioną. Usiadła koło mnie i uważnie przypatrywała się mojej twarzy. Ja również intensywnie wpatrywałem się w nią. Była taka tajemnicza, ona sama była jedną, wielką tajemnicą.

- Powiesz mi co ci się śniło?- zapytała i nalała na gazę trochę wody.

- Po co chcesz to wiedzieć?- spytałem i uważnie przyglądałem się jej ruchom.

- Zwykła ciekawość- przyłożyła opatrunek to mojej wargi, na co ja delikatnie syknąłem- Ale oberwałeś- dodała i przetarła, rak podejrzewałem, ranę.

- Nie pierwszy i nie ostatni raz- odpowiedziałem zgodnie z prawdą, Hope zaśmiała się delikatnie i zabrała się do dalszego opatrywania mojej twarzy- Śniła mi się moja stara kamienica, tam gdzie się kiedyś spotkaliśmy- uśmiechnąłem się pod nosem na to wspomnienie z nią- Mieszkałem tam kiedyś, wiesz?- ona jedynie pokiwała głową, na znak, że rozumie- I była tam moja mama i mój- zacisnąłem mocniej pięść- tata. Chciałem do nich podejść- trochę podkoloryzowałem swój sen- ale nie mogłem. Oni, im szybciej biegłem, tym bardziej się oddalali. I nagle pojawiła się jakaś dziewczyna. Myślałem, że to ty, jednak różniły was..

- Oczy- dokończyła za mnie Hope, na co zmarszczyłem brwi- Zgadłam?- spytała się, patrząc na mnie się swoimi dużymi brązowymi oczami.

- Tak, oczy. Miała zielone- dziewczyna, jakby się delikatnie spięła, jednak nie dawała po sobie tego poznać. Widziałem, też, że nie chce o tym rozmawiać, więc nie pytałem- Mówiła, że mam kogoś znaleźć. Szukać wskazówek, że ona jest blisko i potem zniknęła- skończyłem.

Brunetka, również w tym czasie podeszła do śmietnika i wyrzuciła brudną gazę. Następnie podeszła, znów usiadła na łóżku, jednak tym razem po turecku. Nie byłoby to takie dziwne, gdyby nie fakt, że podciągnęła dziwnie nogi pod siebie. Tak robi dziewczyna ze wspomnień.- zauważyłem i spojrzałem się na nią podejrzliwie.

- Ale to był tylko sen- powiedziała cicho.

- Ale bardzo realistyczny- odpowiedziałem szczerze, ona w tym czasie chwyciła mnie za rękę i mocno ścisnęła- A tak w ogóle to dlaczego tu jesteś?- przyglądałem się jej uważnie.

- Martwiłam się o ciebie- odpowiedziała pewnie- I chciałam ciebie też przeprosić, że jak ty to napisałeś? Wystawiłam cię?- zrobiła cudzysłów z palców, nad ostatnim pytaniu- Źle się poczułam i musiałam wrócić do domu wcześniej- wzięła, głębszy wdech i wypuszczając powietrze popatrzała się na mnie przepraszająco- A adres podał mi Dany, bo go o to prosiłam.

- Rozumiem- posłałem w jej stronę uśmiech i również ścisnąłem jej drobną dłoń.

- Nie jesteś zły?- zapytała cicho. Zaśmiałem się delikatnie, była taka urocza, szkoda, że często wyłaził z niej demon.

- Nie, nie jestem. Już.- powiedziałem entuzjastycznie i przytuliłem ją mocno, przewracając przy okazji nas na prawą stronę. Widocznie nie spodziewała się tego z mojej strony, ponieważ głośno pisnęła. Po chwili w pokoju pojawił się Hood, trzymając w dłoni wałek do ciasta.

- Co się stało? Gdzie atakują?- zapytał zdezorientowany. Zaraz za nim pojawił się zdyszany Dany, miał kiepską kondycje, będę musiał mu pomóc ją nadrobić.

- Idioto, po co ci ten wałek?- zapytałem, podnosząc się z drobnego ciała Hope.

- Myślałem, że ktoś was napadł!- wykrzyknął przerażony, na co szatynka zaśmiała się głośno, wszystkich oczy zwróciły się w jej kierunku.

- I jako przyrząd do obrony, wybrałeś wałek?- zapytała z lekką kpiną. Azjata zarumienił się delikatnie i rzucił wałek gdzieś w kąt pokoju. Potem podszedł do nas i przypatrywał się z dziwnym entuzjazmem.

- Co ty znowu wymyśli..

- Kanapka!- krzyknął, nie pozwalając mi dokończyć i rzucił się na mnie, przez co ja upadłem na Hope, która zdążyła jedynie pisnąć. Następnie cała nasza trójka zaczęła się śmiać.

- Ja też!- usłyszałem Dana i dźwięk pękającego drewna, a może były to moje kości?

- Idioci!- powiedziałem równo z Hope i obydwoje zaczęliśmy się głośno śmiać. Oczywiście próbowałem zrobić tak, żeby na dziewczynie nikt nie leżał, albo przynajmniej aż tak duży ciężar. Ona cały czas się śmiała, czym powodowała również uśmiech na mojej twarzy, dzięki czemu również zapominałam o moim śnie. Wydaje mi się, że ma on drugie dno i jest jakoś powiązany z listem od mojej matki.

*

- To na pewno coś znaczy!- powiedział Hood, wstając przy tym z kanapy i chodząc w tą i z powrotem po pokoju- Musisz odnaleźć tą dziewczynę! 

- Jeszcze żeby było to takie proste- oznajmiłem mniej entuzjastycznie i chwyciłem szklaną butelkę z wypełnioną piwem- A ty, co o tym myślisz?- zwróciłem się do Danego, który podczas całej mojej historii o nic się nie pytał. 

- Myślę, że Hood ma trochę racji. Może kiedy ją znajdziesz, ona odpowie tobie na wszystkie pytania. Czemu masz tak mało wspomnień? Co się działo? 

- Muszę nad tym pomyśleć- upiłem kolejny łyk bursztynowego napoju. Nagle po domu rozniósł się dźwięk zamykających się drzwi, a w progu salonu stanął Ashton, był zły, a ja wiedziałem o co chodzi.

- Co ty sobie myślałeś?- zwrócił się w moją stronę dość, wkurzony?- Że nie dowiem się o twojej bójce w szkole! To może bym jeszcze zniósł, ale byłeś pod wpływem alkoholu! Jak mogłeś tak nieodpowiedzialnie postąpić!- krzyczał na cały dom, a chłopacy w magiczny sposób znów wyparowali z pomieszczenia. Zawsze przecież można liczyć na przyjaciół!

- Wiem, sorry- wstałem z fotela i chciałem do niego podejść.

- Wiesz dobrze, że obiecałem twoim rodzicom, że będę się tobą opiekował! Utrudniasz mi to tylko! 

- Rozumiem! Przeprosiłem przecież, to się już nie powtórzy!

- Mam taką nadzieję! Nie chcę kolejny raz słuchać o twoich numerach od moich kolegów!- dokończył zdenerwowany i chciał już wyjść z pokoju.

- Ash, ty znasz prawdę o mojej prawdziwej rodzinie?- zapytałem podejrzliwie. Musiał coś wiedzieć, na pewno wujek i ciocia coś mu mówili, byliśmy przecież rodziną, tak jakby. 

Chłopak stał nieruchomo i widocznie bił się ze swoimi myślami.

- Proszę, opowiedz mi coś. Chcę wiedzieć kim byłem i czemu nic nie pamiętam? O co w tym wszystkim chodzi?- zapytałem i opadłem zrezygnowany na fotel- Czemu nikt nie może mi powiedzieć prawdy?

Usłyszałem kroki, wiedziałem, że blondyn usiadł na kanapie obok. Poczułem jego dłoń na plecach.

- Ponieważ czasem prawda boli bardziej, niż niewiedza Justin. A twoja przeszłość nie jest czymś, czym chciałbyś się chwalić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz