niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział trzeci





















Hope niezauważanie wbiegła do domu i przeskakując co dwa schodki udała się do swojego pokoju. Wiedziała, że rodziców jeszcze nie ma w domu i oprócz ich gosposi jest sama. Kiedy tylko znalazła się w pomieszczeni, zakluczyła drzwi i szybkim krokiem podeszła do wierzy. Podłączyła do niej swój telefon i puściła pierwszą składankę. Po krótkiej chwili w głośnikach dała się usłyszeć pierwsze słowa jej ulubionej piosenki. Brunetka automatycznie zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów, musiała się uspokoić i wszystko przemyśleć.

 W zaskakująco szybkim tempie zdjęła z siebie przemoczone ubrania i rzuciła je w kąt swojego pokoju, gdzie znajdował się jej kosz na brudne rzeczy. Podbiegła do szafy w samej bieliźnie i wyjęła z niej parę czarnych leginsów i za dużą, zwykła, czarną bluzę.

Kiedy była już gotowa związała swoje długie, ciemne włosy w niedbałego koka, który przechylał się bardziej na prawą stronę, równie szybko zmyła makijaż, a dokładniej to resztki po nim. Spojrzała ostatni raz na odbicie w lustrze i uśmiechnęła się delikatnie, widziała w odbiciu prawdziwą siebie.

W biegu nałożyła swoje ciemne Adidasy. Do czarnego plecaka wpakowała swój telefon, butelkę wody i kilka puszek spreju. Zarzuciła go na oba ramiona i prędko podbiegła do balkonu, wcześniej jednak zgasiła światło. Kidy poczuła chłodne powietrze, które pieściło jej odkrytą skórę oraz zapraszało jej wypadające kosmyki do tańca, uśmiechnęła się mimowolnie.

Po chwili jednak otrząsnęła się i podeszła bliżej barierki. Rozejrzała się po bokach upewniając się, że nikt jej nie widzi. Kiedy była już pewna, przełożyła obie nogi i złapała się wystającej w jej kierunku grubej gałęzi, chwyciła się jej, po czym przeszła po niej. Czując pod nogami kolejną gałąź poluźniła uścisk i zaczęła powoli schodzić w dół. Widząc, że od podłoża dzieli ją zaledwie metr zeskoczyła, lądując w pozycji kucającej. Ostatni raz obejrzała się we wszystkie strony, naciągnęła wcześniej przygotowaną bandanę na twarz i ruszyła biegiem w stronę bramy. Sprawnymi skokami przeskoczyła przeszkodę znajdującą się na jej drodze i pobiegła w dobrze znane jej miejsce.



Wszystko to widział blondyn, który przez dłuższy czas przypatrywał się czarnulce. Nigdy nie przypuszczałby, że osoba taka jak Hope może robić takie rzeczy, uważał ją za kolejną szarą myszkę, która zaszywa się tylko w swoim pokoju i tam spędza każdą godzinę.  

Postanowił zobaczyć gdzie dziewczyna wychodzi tak późną porą, więc biegiem ruszył w jej kierunku. Musiał przyznać, że jego Zagadka miała nienaganną kondycję, która dla niego była tylko marzeniem. Mimo, że on sam trenował po kilka godzin tygodniowo ledwo nadążał nad dogonieniem jej. Dopiero po kilku minutach nieustannego biegu zorientował się, że znajdują się w jednej z najbardziej odludnionej części Nowego Jorku. 

Przed jego oczami znów rozegrały się wydarzenia sprzed dwunastu lat, znał tą okolice,  to tu zaczął się jego koszmar dzieciństwa. Miał nadzieję, że nigdy więcej tu się nie znajdzie ale jednak los chciał inaczej. 

Kiedy otrząsnął się z szoku zorientował się, że z jego pola widzenia zniknęła czarnulka.
Sfrustrowany kopnął kamień, który uważnie obserwował. Kurz, który ciągnął się za kawałkiem skały przypominał mu przeszłość, a okrągła bryła go samego. Czasem ludzie próbują uciec od przeszłości uważając, że czyni to ich silniejszymi, bardziej samodzielnymi, jednak ona zawsze do nas wraca i to w najbardziej niespodziewanym momencie. Dlatego, czy warto uciekać?

Justin nie wiedział co ma zrobić, już prawie udało mu się pogodzić z prześladującą go przyszłością, a teraz znów stał tu, w miejscu które uczyniło go człowiekiem, którym nigdy nie chciał się stać. Prawdopodobnie gdyby nie zastępczy rodzice już dawno by skończył jak jego ojciec, w więzieniu. Dużą rolę w jego życiu również odbyły dwie, zawsze uśmiechnięte brunetki, które łączyła prawdziwa siostrzana miłość. Nie pamiętał jednak ich nazwiska, albo po prostu nigdy go nie poznał.

Po upływie kilku minut chłopak postanowił zrobić coś czego myślał, że nigdy już więcej nie zrobi. Wolnym krokiem udał się w kierunku znanej mu zniszczonej kamienicy. Miejsca gdzie przeżył najgorsze sześć lat swojego życia.

Kiedy był już pod swoim dawnym "domem", przełknął nerwowo ślinę. Budynek był w kompletnej ruinie, jego stare betonowe ściany posiadały liczne szczeliny i pęknięcia. Całe ich powierzchnie były pokryte w dużej ilości graffiti. Justin przypatrywał mu się uważnie, jego wzrok uniósł się ku górze. Wbił swoje karmelowe tęczówki w płaski dach budynku, na którym przesiadywał czasami całe noce szukając pomocy od Tego na górze. Mimo tego ile przeżył w swoim życiu nigdy nie zwątpił w istnienie Boga, zawsze powierzał mu swój los i tak jest do teraz.

Niespodziewani w jego oczy rzuciła mu się postać biegająca po dachu. Pod wpływem impulsu zaczął wbiegać po schodach, które jak dobrze wiedział prowadziły na samą górę, nie wiedział czemu to robi i kogo może się spodziewać ale coś mu podpowiadało, że nie pożałuje tego. Przekraczając próg otworzonych drzwi dachowych przypomniała mu się jedna z rozmów, którą tam przeprowadził.

"Patrzył w niebo a po zaczerwienionym policzku spływały kolejne łzy. Wstydził się ich tego, że pokazują jak słabą osobą jest. Metaliczny smak krwi jaki odczuwał przy każdym przełknięciu śliny jeszcze bardziej doprowadzał go do szału. Bał się wrócić do domu, wiedział że ojciec mu tego nie daruje. Znowu chciał zgrywać bohatera, którym nigdy nie będzie. "Jesteś nikim" w jego głowie znów rozbrzmiał obrzydliwy głos ojca. Chcąc go powstrzymać, zakrył obiema rękoma uszy i cicho odmawiał modlitwę, czego jego ojciec też nigdy nie zaakceptuje.

Nagle poczuł na swoim ramieniu czyjeś dłonie, w pierwszym momencie przestraszył się, jednak kiedy odwrócił się i zobaczył jak zawsze uśmiechniętą twarz swojej przyjaciółki od razu rozluźnił swoje ciało. Jednak po chwili ujrzał.. krew. Gęstą ciecz, która spływała z jej lewego łuku brwiowego i rozciętej dolnej wargi. Automatycznie zacisnął ręce w pięści.

- Znów cię uderzył- oznajmił cicho. Dopiero teraz ujrzał błyszczące w blasku księżyca mokre smugi na jej policzku, spowodowane łzami.

- To- pokazała palcem na swoją twarz- to nic takiego- dodała po chwili. Wiedział, że kłamała bo nie chciała żeby obwiniał się ponieważ gdyby nie to, że odezwał się podczas rozmowy z ich ojcami i brał całej winy na siebie nic by się im nie stało, a tak obu im oberwało się za kłamstwo- A ty?- pięciolatka usiadła przed nim, krzyżując przy tym nogi, które po chwili podciągnęła jeszcze bardziej pod siebie jak miała w zwyczaju-  Pokaż- dodała po chwili.

- Ty wyglądasz gorzej- powiedział przysiadając się bliżej brunetki i otulając ją swoim ciałem. Po chwili usłyszał ciche chlipienie dziewczyny. Wiedział, że się boi. Zawsze gdy jej siostry nie było w domu, płakała, to był jej sposób odreagowania- Już jest dobrze- powiedział cicho Justin pocierając uspokajająco jej plecy, co zawsze rozluźniało dziewczynkę.

- Justin- po upływie kilku minut dopiero odezwała się.

- Tak?- odsunął się od niej i spojrzał w jej czekoladowe oczy.

- Obiecaj mi coś- powiedziała lekko zachrypniętym głosem.

- Co?- zapytał, zaciekawiony blondyn.

- Że już zawsze to miejsce będzie naszym miejscem, wiesz takim drugim domem- mówiąc to cały czas uważnie przyglądała się jego twarzy. Na której po chwili pojawił się szeroki uśmiech.

- Obiecuje- mówiąc to złączył ich dwa małe palce w uścisku, tak jak zawsze robili to składając sobie obietnice."

- Co ty tu robisz?- ze wspomnień wyrwał go cichy głos dobiegający z prawej strony. Kiedy odwrócił tam wzrok ujrzał ją.

- Szukałem ciebie- powiedział odwracając się w jej stronę i obserwując każdy jej ruch.

3 komentarze:

  1. Zapraszam na swojego bloga: autorskie opowiadania, zdjęcia, artykuły

    rafaubloguje.blogspot.com

    pozdrawiam
    rafau

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejny. Jestem ciekawa przeszłości Justina

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowny omg!*-* Kocham!
    Zapraszam! http://time-for-us-to-become-one-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń